Pierwszy rozdział napisany, mam nadzieję, że wam się spodoba.
Niestety dalej nie posiadam szablonu i bety ;(
Dziękuję osobom, które skomentowały pierwszy wpis i dodały mi energii.
Ściskam wszystkie miśki.
***
Życie
składa się z 365 dni mnożonych na lata, dzięki temu równaniu otrzymujemy
szczęście, smutek, miłość, pożądanie,
bliskość, bezpieczeństwo, przygody, nieprzespane noce oraz choroby. W
trakcie egzystencji człowieka spotykamy wielu ludzi. Nie zawsze są to osoby,
które chcielibyśmy spotkać, ponieważ to one komplikują nasze 365 dni w roku. A
co jeżeli byśmy ich nie spotkali? Może życie byłoby łatwiejsze, lecz puste.
Zabrakłoby w nim trochę szaleństwa, biegania po plaży przy rozgwieżdżonym
niebie przy blasku księżyca oraz tych chwil, które dają ogromną radość.
Trzymania za ręce, pocałunków, przytulania, upojnych nocy, kiedy liczą się
tylko ciała. Komplikacje czasem dają radość. Dzięki nim nasze życie nie jest
nudne.
-Hermiona
wstawaj.-usłyszałam cichy głos, który wybudził mnie z rozmyślań.
Obróciłam
się na plecy zatracając się w niebieskich tęczówkach mężczyzny, który był moją
własną komplikacją. Gdyby ktoś parę miesięcy temu powiedział, że dzisiaj obudzę
się w sypialni swojego wroga, wybuchłabym śmiechem.
-Mama
prosi, żebyś pomogła jej w przygotowaniach.- wyszeptał, delikatnie całując moje
spierzchnięte po nocy usta. Powoli
rozchyliłam je, dając mu zielone światło na pogłębienie pieszczoty.
Słodkie?
Urocze? Może i tak, lecz nie zawsze tak było. Komplikacja przyszła nagle. Byłam
wtedy pewna, że nic gorszego w moim życiu nie może się już wydarzyć. Lecz nie
wiedziałam, że ta komplikacja stanie się dla mnie sensem życia. Sensem 365
poranków i wschodów słońca w roku.
***
Nigdy w
to nie uwierzę. Nigdy mu nie uwierzę.- powtarzałam sobie.
Biegłam.
Mijałam setki przechodniów. Czułam się wolna jak ptak, pomimo, że w głowie
wirowało mnóstwo myśli. Nie wiedziałam co jest prawdą, w co wierzyć, kogo
posłuchać. Skręciłam w boczną uliczkę.
Londyn, godzina 19:30, późne lato. Słońce powoli zachodziło za kamienicami,
panował piękny półmrok, który kochałam. Kochałam to miasto, kochałam biegać.
Tylko wtedy mogłam skupić się, przemyśleć. A miałam o czym myśleć.
-Hermiono,
musisz się nim zaopiekować.- powiedziała Minerwa McGonagall.
Zgromiłam
ją wzrokiem. Zaopiekować? Być niańką? Może jeszcze nakarmię, przewinę i położę
do łóżka przykrywając kocykiem i ucałuję w czółko na „dobranoc” ?
-Granger,
masz go mieć na oku.- poprawiła się, widząc jak czerwienię się ze złości.
Miałam
ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść trzaskając drzwiami. Mocno trzaskając
drzwiami.
-Pani
dyrektor, jak pani sobie to wyobraża?- zapytałam z drwiną w głosie.
Było
to do mnie niepodobne. Ja- Hermiona Granger, najlepsza uczennica Hogwartu,
odzywam się w tak bezczelny sposób do nauczyciela.
-On
nie pamięta ludzi, nie pamięta tego co się działo przez ostatnie sześć lat. Jego
ostatnie wspomnienie to Wielka Sala i wybór domów przez Tiarę Przydziału.- McGonagall
patrzyła mi prosto w oczy mówiąc cicho- Pamięta rodziców. Pamięta tylko te
osoby, które poznał lub słyszał o nich przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie.
Nie pamięta nikogo z szkoły, nie pamięta śmierciorzerców, nie pamięta wojny.
Lekarze jednogłośnie stwierdzili, że ma amnezję.- westchnęła ciężko, była zmęczona
tą całą sytuacją.
Stałam
na środku wściekła. Nie umiałam w to uwierzyć. Wydawało mi się, że to co mówi McGonagall
to absurd, kłamstwo. Byłam pewna, że ta „amnezja” to jakiś spisek.
-Dla
jego rodziców to nowy start. Jego matka ma z powrotem swojego ukochanego syna,
a nie oddanego żołnierza Voldemorta.
Minęłam
kolejną uliczkę. Nie wiedziałam co robić. Miałam się z nim zakolegować? Zrobić
wszystko aby nie był tą samą osobą, którą był przez te sześć lat? Wrednym,
perfidnym, parszywym mężczyzną, który nie zasługiwał na chwilę jej uwagi. Nie
miałam dopuścić, aby był z powrotem osobą, która miała na rękach tyle krwi? Dalej
biegłam. Słońce zaszło już za budynkami. Na ulicach było coraz mniej ludzi.
Wróciłam do magicznej części miasta kierując się w stronę domu.
Po wojnie
wszystko się zmieniło. Ron oznajmił mi, że kocha Lavender Brown i nie wyobraża
sobie życia bez niej. Dużo czasu potrzebowałam, aby poskładać połamane serce.
Czułam się zdradzona, nie tylko przez ukochanego, ale także najlepszego
przyjaciela, bo tym dla mnie był Ron. Lecz nie byłam sama w swoim cierpieniu.
Harry zostawił Ginny krótko po wojnie. Więc byłyśmy we dwie, leczące rany. Powrót
do Hogwartu miał być dla nas nowym początkiem. Bez Rona i Harrego.
Otworzyłam
drzwi pustego mieszkania wchodząc do przedpokoju. Zaczęłam się szarpać z
przemoczonym topem ściągając go przez głowę. Nagle do moich uszu dobiegło
krótkie chrypnięcie. Serce stanęło mi na kilka sekund, nie umiałam się poruszyć.
Stałam na środku pokoju z podciągniętym do góry topem.
-Dzień
dobry, panno Granger.- usłyszałam męski głos, który znałam tylko z wyzwisk i
niemiłych słów.
W tym
momencie pojawiła się moja komplikacja. Nowy początek, który przyszedł odrobinę
szybciej niż się wtedy spodziewałam.