czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział I



 Pierwszy rozdział napisany, mam nadzieję, że wam się spodoba.
Niestety dalej nie posiadam szablonu i bety ;( 
Dziękuję osobom, które skomentowały pierwszy wpis i dodały mi energii.
Ściskam wszystkie miśki.
***
Życie składa się z 365 dni mnożonych na lata, dzięki temu równaniu otrzymujemy szczęście, smutek, miłość, pożądanie,  bliskość, bezpieczeństwo, przygody, nieprzespane noce oraz choroby. W trakcie egzystencji człowieka spotykamy wielu ludzi. Nie zawsze są to osoby, które chcielibyśmy spotkać, ponieważ to one komplikują nasze 365 dni w roku. A co jeżeli byśmy ich nie spotkali? Może życie byłoby łatwiejsze, lecz puste. Zabrakłoby w nim trochę szaleństwa, biegania po plaży przy rozgwieżdżonym niebie przy blasku księżyca oraz tych chwil, które dają ogromną radość. Trzymania za ręce, pocałunków, przytulania, upojnych nocy, kiedy liczą się tylko ciała. Komplikacje czasem dają radość. Dzięki nim nasze życie nie jest nudne.
-Hermiona wstawaj.-usłyszałam cichy głos, który wybudził mnie z rozmyślań.
Obróciłam się na plecy zatracając się w niebieskich tęczówkach mężczyzny, który był moją własną komplikacją. Gdyby ktoś parę miesięcy temu powiedział, że dzisiaj obudzę się w sypialni swojego wroga, wybuchłabym śmiechem.
-Mama prosi, żebyś pomogła jej w przygotowaniach.- wyszeptał, delikatnie całując moje spierzchnięte po nocy usta.  Powoli rozchyliłam je, dając mu zielone światło na pogłębienie pieszczoty.
Słodkie? Urocze? Może i tak, lecz nie zawsze tak było. Komplikacja przyszła nagle. Byłam wtedy pewna, że nic gorszego w moim życiu nie może się już wydarzyć. Lecz nie wiedziałam, że ta komplikacja stanie się dla mnie sensem życia. Sensem 365 poranków i wschodów słońca w roku.
***
Nigdy w to nie uwierzę. Nigdy mu nie uwierzę.- powtarzałam sobie.
Biegłam. Mijałam setki przechodniów. Czułam się wolna jak ptak, pomimo, że w głowie wirowało mnóstwo myśli. Nie wiedziałam co jest prawdą, w co wierzyć, kogo posłuchać.  Skręciłam w boczną uliczkę. Londyn, godzina 19:30, późne lato. Słońce powoli zachodziło za kamienicami, panował piękny półmrok, który kochałam. Kochałam to miasto, kochałam biegać. Tylko wtedy mogłam skupić się, przemyśleć. A miałam o czym myśleć.
-Hermiono, musisz się nim zaopiekować.- powiedziała Minerwa McGonagall.
Zgromiłam ją wzrokiem. Zaopiekować? Być niańką? Może jeszcze nakarmię, przewinę i położę do łóżka przykrywając kocykiem i ucałuję w czółko na „dobranoc” ?
-Granger, masz go mieć na oku.- poprawiła się, widząc jak czerwienię się ze złości.
Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść trzaskając drzwiami. Mocno trzaskając drzwiami.
-Pani dyrektor, jak pani sobie to wyobraża?- zapytałam z drwiną w głosie.
Było to do mnie niepodobne. Ja- Hermiona Granger, najlepsza uczennica Hogwartu, odzywam się w tak bezczelny sposób do nauczyciela.
-On nie pamięta ludzi, nie pamięta tego co się działo przez ostatnie sześć lat. Jego ostatnie wspomnienie to Wielka Sala i wybór domów przez Tiarę Przydziału.- McGonagall patrzyła mi prosto w oczy mówiąc cicho- Pamięta rodziców. Pamięta tylko te osoby, które poznał lub słyszał o nich przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie. Nie pamięta nikogo z szkoły, nie pamięta śmierciorzerców, nie pamięta wojny. Lekarze jednogłośnie stwierdzili, że ma amnezję.- westchnęła ciężko, była zmęczona tą całą sytuacją.
Stałam na środku wściekła. Nie umiałam w to uwierzyć. Wydawało mi się, że to co mówi McGonagall to absurd, kłamstwo. Byłam pewna, że ta „amnezja” to jakiś spisek.
-Dla jego rodziców to nowy start. Jego matka ma z powrotem swojego ukochanego syna, a nie oddanego żołnierza Voldemorta.
Minęłam kolejną uliczkę. Nie wiedziałam co robić. Miałam się z nim zakolegować? Zrobić wszystko aby nie był tą samą osobą, którą był przez te sześć lat? Wrednym, perfidnym, parszywym mężczyzną, który nie zasługiwał na chwilę jej uwagi. Nie miałam dopuścić, aby był z powrotem osobą, która miała na rękach tyle krwi? Dalej biegłam. Słońce zaszło już za budynkami. Na ulicach było coraz mniej ludzi. Wróciłam do magicznej części miasta kierując się w stronę domu.
Po wojnie wszystko się zmieniło. Ron oznajmił mi, że kocha Lavender Brown i nie wyobraża sobie życia bez niej. Dużo czasu potrzebowałam, aby poskładać połamane serce. Czułam się zdradzona, nie tylko przez ukochanego, ale także najlepszego przyjaciela, bo tym dla mnie był Ron. Lecz nie byłam sama w swoim cierpieniu. Harry zostawił Ginny krótko po wojnie. Więc byłyśmy we dwie, leczące rany. Powrót do Hogwartu miał być dla nas nowym początkiem. Bez Rona i Harrego.
Otworzyłam drzwi pustego mieszkania wchodząc do przedpokoju. Zaczęłam się szarpać z przemoczonym topem ściągając go przez głowę. Nagle do moich uszu dobiegło krótkie chrypnięcie. Serce stanęło mi na kilka sekund, nie umiałam się poruszyć. Stałam na środku pokoju z podciągniętym do góry topem.
-Dzień dobry, panno Granger.- usłyszałam męski głos, który znałam tylko z wyzwisk i niemiłych słów.
W tym momencie pojawiła się moja komplikacja. Nowy początek, który przyszedł odrobinę szybciej niż się wtedy spodziewałam.